Tag: autostrada a4

  • Między eterem a asfaltem: radiowa szkoła życia

    Między eterem a asfaltem: radiowa szkoła życia

    „Nocny Patrol” to audycja, która przez od 1995 do 2002 roku była nie tylko programem radiowym, ale i symbolem pewnej epoki. Zaczęło się to w 1992 roku od prostego pomysłu – przenieść na antenę to, co słychać w CB-radiu. Jeszcze zanim powstało Radio Klakson, a działo się to w Radiu Frank we Wrocławiu, pojawiła się idea, by połączyć dziennikarstwo z nocnymi wyprawami na autostradę A4. W tamtych czasach w Polsce dopiero rodziło się przekonanie, że kierowcy mogą tworzyć wspólnotę, dzielić się informacjami i wspierać na trasie. „Nocny Patrol” stał się miejscem, w którym anonimowi uczestnicy ruchu mogli się wypowiedzieć, a radio zaczęło pełnić rolę towarzysza w podróży. Czego nie chcę tu napisać – ta audycja miała również czysto osobiste fundamenty związane ze śmiercią na drodze, która dotknęła osobę bliską naszej redakcji z radia Frank. Ponad 30 lat później wiem, że bez tej wspólnej naszej młodzieńczej tragedii nigdy nie powstałby „Nocny Patrol” w Radiu Klakson. Te dwie sytuacje dzieło kilka lat. A jednak moc drogowego dramatu, jaka dotknęła młodych wówczas prezenterów z dawno zapomnianego Radia Frank wpłynęła na kształt programu w Klaksonie. I to jak!

    Tworzenie programu wymagało nie tylko energii, ale też ogromnej dyscypliny. Nocne wyprawy na autostradę, zbieranie informacji, rozmowy z kierowcami i dyspozytorami przeplatały się z codziennymi obowiązkami w radiu. Często wyglądało to tak, że po całej nocy jazdy, z adrenaliną w żyłach, trzeba było natychmiast prowadzić inne audycje – jak listy przebojów czy pasma muzyczne. Taka logistyka i balansowanie między różnymi zadaniami były możliwe tylko dzięki młodzieńczej energii i pasji do mikrofonu Roberta Błaszczyka.

    Były też momenty, które zostaną w pamięci na zawsze. Jednym z najbardziej zapadających w pamięć wspomnień była podróż z Nysy do Wrocławia w samych slipkach – mokre ubrania suszyły się na desce rozdzielczej. Po dotarciu do studia wystarczyło wskoczyć w wilgotne jeszcze skarpetki i zasiąść przed mikrofonem, jakby nic się nie wydarzyło. Takie chwile najlepiej oddają atmosferę tamtych lat – pełną improwizacji, poświęcenia i szaleństwa, bez którego trudno byłoby to wszystko unieść.

    Ale „Nocny Patrol” to nie tylko wyzwania i odpowiedzialność. To także przeciwieństwo innych audycji – zwłaszcza list przebojów, takich jak PLP 50, PLP 30 czy PLP BIS. Prowadzone w duetach, pełne humoru i spontaniczności, były weekendową dawką rozrywki dla słuchaczy i okazją do odreagowania napięcia dla prowadzących po bardziej wymagających, nocnych programach. Śpiewane na żywo piosenki, rozmowy z dzwoniącymi słuchaczami, kartki pocztowe i faksy zalewające studio – wszystko to tworzyło niepowtarzalny klimat sobotnich audycji. Ta różnorodność – z jednej strony poważny, odpowiedzialny „Patrol”, a z drugiej lekka, rozrywkowa lista – budowała barwny obraz życia radiowego pełnego kontrastów.

    Z perspektywy czasu widać, że to były lata pełne czegoś więcej niż tylko radiowych doświadczeń. „Nocny Patrol” uczył odpowiedzialności, refleksu i radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Listy przebojów z kolei pokazywały, jak nawiązywać kontakt ze słuchaczem, jak rozumieć jego emocje i potrzeby. Razem stały się fundamentem, na którym można było później budować inne ścieżki zawodowej kariery Roberta Błaszczyka – nawet w dziedzinach takich jak psychologia, gdzie kluczowe jest zrozumienie człowieka i jego przeżyć.

    Dziś „Nocny Patrol” pozostaje w pamięci jako symbol tamtych lat – odwagi, poświęcenia i radiowej pasji. Dla jednych był źródłem informacji, dla innych towarzyszem w trasie, a jeszcze dla innych – po prostu częścią młodości spędzoną przy radiu. Dla autora – Roberta Błaszczyka – był szkołą życia, która pokazała, że radio to coś więcej niż fale eteru: to więź między ludźmi, których łączy wspólna droga – nawet jeśli trwa tylko kilka godzin nocnej podróży.

    A na koniec w radiu po długiej zapowiedzi czas oczywiście na kolejny kawałek wytworni Erben Music. Trudno nie doszukiwać się tu pasji autora do twórczość Dawida Lyncha…

  • Cienie przy drodze

    Cienie przy drodze



    Audycja specjalna programu Nocny Patrol – 1 listopada

    — Witam was na antenie. Tu program Nocny Patrol. Mówi Robert Erben.

    Dzisiejsza noc nie jest jak inne. To nie jest noc sygnałów, pożarów, relacji z chaosu. Dziś — nie gonię śmierci. Dziś ją wspominam.

    Pierwszy listopada. Noc jasna, pogodna. Nie ma mgły. Niebo czytelne, jakby samo chciało słuchać. Autostrada A4 jest cicha, rozciągnięta, niemal nierzeczywista.

    W głośnikach cicho płynie muzyka. Lombard – Mr. of America.
    „Kiedy gnasz znów przed siebie… w powodzi deszczu i łez…”
    Ale dziś nie ma deszczu. Tylko czyste powietrze i szum opon na asfalcie.

    Jeep toczy się równym tempem. Światła przecinają pustkę.

    — Dzisiaj chcę wam opowiedzieć nie o tym, co dzieje się teraz. Ale o tych, którzy zostali na tej drodze.

    Zwalniam przy starym wiadukcie.

    — Trzy lata temu. Motocyklista. Yamaha. Leżał przy barierce. Tatuaż na przedramieniu: „Mama.” Pamiętam go, bo kobieta zadzwoniła do radia. Słuchała mnie, zanim jeszcze dowiedziała się od policji.

    W tle słychać szept refrenu:
    „Czerwony smak ryzyka… to zjawia się, to znika…”

    — Kilometr dalej — dziewczyna w czerwonej osobówce. Poślizg. Indeks, bilety do Krakowa. Miała marzenia. Teraz tylko wspomnienie.

    Radio CB szumi. Niepokojąco, miarowo.

    — I chłopiec. Osiem lat. Zginął we śnie, z pluszowym misiem w ramionach. Jego ojciec zasnął za kierownicą. Nie zawsze śmierć krzyczy. Czasem po prostu milczy.

    I wtedy dźwięk. Wiadomość. Głos w słuchawce z redakcji.

    — Robert… dzwonią ludzie. Mnóstwo ludzi. Płaczą do telefonu. Mówią, że czują, jakbyś ich przeprowadzał przez wspomnienia. Jakby przez twoje słowa ich bliscy… wracali. Na chwilę. Na ten wieczór. Jakby byli tuż obok.

    Robert milczy. Dłonie mocniej ściskają kierownicę.

    „Tej autostrady szum głęboki… łaskawie mruczy mu do snu…” — cicho w tle, jakby radio znało jego myśli.

    Jeep zjeżdża na pas awaryjny. 189 kilometr.

    — To było tutaj — mówi. — Ja i mój kolega. Tylko my.

    Maluch. Fiat 126P. Roztrzaskany, wciśnięty w pole. Jakby próbował się schować przed śmiercią.

    — Podbiegłem z gaśnicą. Kolega z apteczką. Latarka w ręku. Światło drżało.

    Zajrzałem od strony pasażera.

    — Ciała zmiażdżone. Nie było ratunku. Ale… jedna rzecz mnie zatrzymała. Kontrolka. Na desce świeciła się lampka akumulatora. Mała, czerwona.

    Włożyłem rękę, żeby wyciągnąć kluczyk. Odciąć napięcie.

    I wtedy to poczułem.

    — Coś ciepłego dotknęło grzbietu mojej dłoni.

    Zamilkł. Głos zadrżał.

    — To były oczy tego mężczyzny. Wypadły z oczodołów. Wisiały na szypułkach. I to właśnie ich dotknąłem. Bezwiednie.

    „A serce złamanych… gorzkie łzy… drążą asfalt szarych dni…” — refren cicho opada, niemal szeptem.

    — Stanąłem. Nie z przerażenia. Z poczucia, że na moment… dosłownie dotknąłem czegoś, co jeszcze chwilę temu patrzyło na świat.

    Jeep rusza z powrotem. Reflektory znów przecinają drogę.

    — Moi koledzy z radia powiedzieli, że ta noc jest inna. Że ludzie płaczą. Że dziękują. Za pamięć. Za głos. Za to, że mogą jeszcze raz… na chwilę… poczuć obecność tych, którzy odeszli.

    Radio CB znowu szumi. Ale teraz… nie brzmi jak zakłócenie. Brzmi jak oddech.

    — Tu Nocny Patrol. Mówi Robert Erben.

    W tle:
    „Ta autostrada sunie szlakiem gwiazd…”

    — Jadę dalej. A oni… oni jadą ze mną.

    Czerwone światła Jeepa nikną w oddali. Noc zostaje. Ale nie sama.