Z asfaltu w niebo – Tajemnica Nocnego Patrolu

Wiemy więcej, bo widzimy więcej.
To jedno zdanie, wypowiedziane w radiowym dżinglu, stało się mottem operacji, która przez siedem lat łączyła ziemię z powietrzem, analog z nowoczesnością, a kierowcę z lotnikiem. Mało kto wiedział, że Nocny Patrol, znany słuchaczom z dynamicznych relacji z dolnośląskich dróg, był czymś znacznie większym niż tylko samochodem z CB-radiem. To była ewolucja, która przeniosła radiową obserwację w zupełnie nowy wymiar — i była jedyną taką akcją w Polsce.


Część I – Samochodowa Geneza Patrolu

Pierwsze relacje powstawały tam, gdzie wszystko miało swoje źródło — za kierownicą.
I nie byle jaką: srebrna BMW z welurową tapicerką i potężnymi halogenami była pierwszą mobilną bazą reporterską. Robert Erben, wyposażony w CB-radio, krótkofalówkę, telefon Nokia z anteną dłuższą niż kolejka do diagnostyki oraz papierową mapę, przemierzał Dolny Śląsk w poszukiwaniu wypadków.

Z czasem pojawiły się kolejne pojazdy: Jeep Cherokee — szary, skórzany, z drewnianą kierownicą, Isuzu Trooper z brezentowym dachem i odblaskowymi pasami wkoło, wielki wygodny Ford, biała zwinna Mazda, stare Borewicze, czyli Polonezy, Mercedesy, VW, w tym również dzisiaj już kultowy tzw. banan, a na koniec czarne ładne Mitsubishi Pajero z napisem „Patrol”… a pomiędzy nimi i dziesiątki innych. Łącznie około kilkudziesięciu samochodów w ciągu siedmiu lat. Każdy inny, każdy z własnym klimatem, każdy był częścią większej misji.

To właśnie z tych samochodów Robert nieraz przesiadał się do powietrznych środków transportu, a potem wracał za kierownicę, kończąc noc dokładnie tam, gdzie ją zaczął — na drodze.


Część II – Samolotem do celu

Gdy korki stawały się nie do zniesienia, a dojazd do zdarzenia trwał wielokrotnie dłużej niż samo relacjonowanie, pojawiła się potrzeba zmiany perspektywy. Tak narodził się Powietrzny Patrol – nowy etap tej samej misji.

Lekkie szybkie samoloty, takie jak Wilga, Zlin, czy Gawron, dały reporterowi zupełnie nowe możliwości. Latające na wysokości zaledwie ok. 200 metrów, pozwalały na szybkie dotarcie do miejsc zdarzeń. Wyposażony w mapę, lornetkę i radiowe urządzenie nadawcze, Robert przemierzał Dolny Śląsk z prędkością wiatru — relacjonując zdarzenia drogowe, zanim zdążyły pojawić się w jakimkolwiek innym medium. Ta forma relacjonowania świata była absolutnie bezkonkurencyjna.


Część III – Patrol z Nieba

Gdy samoloty przestały wystarczać — pojawił się Mi-2. Policyjny niebieski nieco archaiczny już nawet te bez mała 25 lat temu śmigłowiec, który jednak mógł zawisnąć nad miejscem zdarzenia i dzięki temu stał się najdokładniejszym narzędziem radiowego oka.

Z tyłu kabiny Robert miał swoje stanowisko: dokładną mapę, mocną lornetkę, sprzęt do nadawania. Kontakt z pilotem przez intercom, relacje z powietrza, obecność funkcjonariuszy dolnośląskiej drogówki na pokładzie — wszystko to sprawiało, że Powietrzny Patrol osiągnął szczyt skuteczności.

To był nie tylko przeskok technologiczny. To było całkowite przedefiniowanie roli reportera. Już nie tylko uczestnik zdarzeń, ale obserwator całego systemu ruchu drogowego z lotu ptaka.


Ewolucja Jedyna w Swoim Rodzaju

Nocny Patrol to nie była jedna relacja z jednego samochodu.
To była siedmioletnia ewolucja, której nikt inny w Polsce nie przeprowadził.
Od czarnej nocy za kierownicą po słoneczne loty nad autostradą — cały czas dla jednego celu: informowania słuchaczy o tym, co dzieje się na drogach Dolnego Śląska.

Zmieniał się sprzęt. Zmieniał się środek transportu. Ale nie zmieniało się jedno — głos Roberta Erbena. Głos, który mówił:
„Wiemy więcej, bo widzimy więcej.”

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *