Rutyna zabija najlepszych

Robert Erben jechał swoim Jeepem Cherokee, patrząc przed siebie z rosnącym niepokojem. Radio grało piosenkę Tomasza Szweda: „Jadę nocą, jadę dniem, tysiąc mil za tysiącem…” Letnie słońce zalewało drogę blaskiem. Głęboko zielone pola po obu stronach autostrady falowały na lekkim wietrze. Powietrze pachniało trawą i gorącym asfaltem.

W głowie Roberta kołatała się jedna myśl: to pewnie nic poważnego. Stłuczka. Może awaria. Przecież to zamknięty odcinek. Przecież tu jeździli tylko profesjonaliści.

Nie powinno było się nic stać.

A jednak…

Im bliżej był miejsca zdarzenia, tym bardziej zaciskał palce na kierownicy. Gdzieś w środku czuł, że to nie będzie zwykła interwencja.

W końcu to zobaczył. I zrozumiał.

Dwie ciężarówki. Ogromne maszyny. Zmiażdżone. Bez życia.

Robert zjechał na pobocze. Na chwilę zamknął oczy. Wziął głęboki oddech. Potem chwycił mikrofon.

– Tu Robert Erben… Nadaję dla was na żywo z akcji Nocny Patrol… – zaczął cicho, niemal szeptem. – Jest piękny dzień. Słońce wysoko. Zielone pola po horyzont. A ja stoję przed tragedią.

Przełknął ślinę.

– Dwie ciężarówki. Dwaj kierowcy. Dwaj profesjonaliści.

Słowa wychodziły z niego powoli, ciężko.

– Ludzie, którzy budowali tę drogę. Codziennie. Ludzie, którzy znali każdy metr tej trasy… I którzy dziś zapomnieli, że rutyna zabija.

W tle radio cicho sączyło się przez ciszę: „Droga długa, ciężki sen, tylko radio gra coś w tle…”

– Może to był tylko moment. Jedno mrugnięcie okiem. Jedna myśl za daleko. Jedno westchnienie więcej.

Robert spojrzał na pustą, szeroką drogę, na falujące w oddali zielone pola. Na cienie ciężarówek, które jeszcze rano były symbolem pracy i życia. Wkoło krzątali się ratownicy i strażacy. Ale już nic nikt nie mógł zrobić.

– Nie oceniam ich – powiedział po chwili. – Nie wolno nam tego robić. Bo każdy z nas… Każdy z nas kiedyś zaufał rutynie.

Głos mu zadrżał.

– Chciałbym tylko, żebyśmy o nich pamiętali. Jako o ludziach, którzy każdego dnia robili coś ważnego. Którzy nie wrócą już nigdy do domu. Bo rutyna… nie wybacza nawet najlepszym.

Zakończył nadawanie.

W kabinie Jeepa zapadła cisza, cięższa niż wszystko, co przed chwilą powiedział.

Letni wiatr przynosił zapach nagrzanego powietrza pomieszany z nutą oleju i paliwa z roztrzaskanych ciężarówek. A w tle wciąż, jak cichy lament, płynęła piosenka.

I tylko jedna myśl nie chciała ucichnąć:

Rutyna zabija.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *